Gdy
się ponownie obudziłam, wciąż trwała walka. Miałam zabandażowany cały
bok i lewe skrzydło. Z tym opatrunkiem na pewno nie będzie mogła latać.
Wstałam powoli i okazało się, że już prawie nic mnie nie boli. Prawie
już wyszłam z jaskini Kate, by wrócić do bitwy, gdy nagle znikąd
pojawiła się Kate.
- Neferet, a ty gdzie wychodzisz? – zapytała ze srogim wyrazem twarzy. - Wracam do walki, już się dobrze czuję , dziękuję bardzo za uratowanie życia. - Proszę, ale teraz wracaj do jaskini. Musisz jeszcze odpocząć. - Co? Ale Kate, ja muszę im pomóc! - Nie, teraz musisz tylko odpoczywać. – jej ton głosu nie znosił sprzeciwu. Spojrzałam na nią lekko zdenerwowana, ale wróciłam do jaskini. Lecz kiedy Kate się znowu oddaliła, wymknęłam się i ruszyłam pędem w stronę odgłosów bitwy. Czułam, że powoli moja moc i tatuaże znikają; kończył mi się czas. Zanim dobiegłam d centrum walki, zabiłam z pięć wilków. Wpadłam w szał i nic i nikt by mnie wtedy nie powstrzymał. Po około piętnastu minutach zauważyłam, że obce wilki zaczęły się wycofywać. Wygrywaliśmy!! Nagle zauważyłam, że mniej więcej połowa wilków zmierza w stronę, gdzie znajdowała się jaskinia Apopisa. Wystrzeliłam sprintem w tamtą stronę zabijając przy okazji dwa wilki. Toboe, Sheyla i Zayn już stali na pozycjach obronnych. Walka była dosyć wyrównana, mimo że obcych wilków było około dziesięciu. Wygrywaliśmy. Parę razy poważnie oberwałam, ale nie zwracałam na to uwagi. Na szczęście po chwili było już po wszystkim. Ja z powrotem pobiegłam walczyć u boku innych. Sporo wilków po prostu zamrażałam, by oszczędzać siły. Nagle zrobiło się cicho. Coś było nie tak. Po chwili olśniło mnie i wrzasnęłam: - To zasadzka, uciekajmy!! ( proszę niech ktoś dokończy! ) |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz