Morlw siedziła obok mnie. Poczułam że choż teraz jestem magiem ognia cos po krwi mi zostało. Nagle Morlw padła a Fatazia zaczęła go atakować. wyglądało to bardzo śmiechie. Powolnym krokiem podeszłam do Soney i szepnęłam jej do ucha:
-Jutro o 12.
Ona uśmiechnęła. Przez dlugi czas jeszcze nie poszłyśmy do jaskiń. Rozmawiałyśmy przez cały czas. Wrescie na kimś mi zalezało. Nie czułam się tak od lat. Zauwazyłam że odkryłam Soney. Otworzyła sie na mnie i ufała mi bezgranicznie. Zawyłam do księżyca a Soney rezem ze mną. Była moją prawdziwa przyjaciołką. Wreście powiedziałam:
-Wiesz..oprócz Lyki tylko ty jestes moją przyjaciółką.
-No wiem
-Ciekawe czy znajdziemy nasze miłości życia
-Ja bym chciała
ja przez chwile milczałam i znów zaczęłam mówić ale teraz zarozumialej. Ustałam przed Soney i zaczęłam:
-Ale ja chce mieć szlachcica. Żeby mi wstydu nie narobił. No i musi być elegancki i lubić feniksy-zdedyzrobiłam głupią minę a Soney wybuchła śmiechem. Śmiałyśmy się przez długi czas. feniksy patrzyła się na nas przekręcając głowe raz w jedną raz w druga stronę. Na koniec zapytałam Soney:
-A teraz na poważnie. czemu nie chcesz zeby ktoś z watachy wiedział że się przyjaźnimy? Myslisz że będa się śmiać?
(Prosze dokończ Soney)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz