To mnie pocieszyło. Dom... Wszystko będzie dobrze…
- Dzięki Rex. – powiedziałam cicho. Uśmiechnął się lekko.
- Nie ma sprawy. Po prostu następnym razem nie strasz mnie tak. – powiedział. Prychnęłam i od razu jęknęłam z bólu.
- Cii… Musisz odpocząć. – dodał i z powrotem się obok mnie położył przyglądając mi się z lekkim niepokojem. Spojrzałam na niego lekko ironicznie.
- Nie martw się tak… jeszcze n-nie umieram. – powiedziałam słabo.
- Ha ha. Ale bardzo niewiele brakowało. Za mało. – powiedział poważnie. Spojrzałam na niego, a potem rozejrzałam się dookoła.
- A tak w ogóle to g-gdzie my jesteśmy? – spytałam. Nadal byłam zbyt słaba, by podnieść głowę, ale mogłam jeszcze ruszać oczami. Byliśmy w dziwnym pomieszczeniu z drewnianymi ścianami. Takie ściany widziałam tylko w jednym miejscu… u ludzi. Zmarszczyłam brwi. Znowu spojrzałam na Rexa. Nie spuszczał mnie z oczu jakbym nagle miała zniknąć. Musiał się nieźle nadenerwować, leżąc tak obok mnie i czekając aż się obudzę.
- Jesteśmy w domku dwunogów. Jakaś kobieta kazała im cię opatrzyć, w zamian za odprowadzenie chłopca. – powiedział i wzdrygnął się lekko. – Ja to bym raczej nie nazwał tego opatrywaniem. Raczej chyba torturą! – widać było jak to przeżywał. Miał podkrążone oczy i widać było, że jest zmęczony. Ja również wzdrygnęłam się na wspomnienie tamtego bólu. W porównaniu z tamtą operacją, to co czuję teraz to tylko lekkie ukłucie. Ale nie miałam zamiaru mu tego mówić. Nie potrzebował już więcej zmartwień.
- Cały czas mówisz, że to ja mam odpoczywać, a sam ledwo się trzymasz na nogach… Zdrzemnij się chociaż… mi już jest trochę lepiej. – skłamałam, ale chyba tego nie zauważył. Niechętnie położył głowę na łapach i patrzył jeszcze na mnie przez chwilę. Potem zamknął oczy. Poszłam w jego ślady i po chwili już spałam…
<proszę Renixter dokończ>
- Dzięki Rex. – powiedziałam cicho. Uśmiechnął się lekko.
- Nie ma sprawy. Po prostu następnym razem nie strasz mnie tak. – powiedział. Prychnęłam i od razu jęknęłam z bólu.
- Cii… Musisz odpocząć. – dodał i z powrotem się obok mnie położył przyglądając mi się z lekkim niepokojem. Spojrzałam na niego lekko ironicznie.
- Nie martw się tak… jeszcze n-nie umieram. – powiedziałam słabo.
- Ha ha. Ale bardzo niewiele brakowało. Za mało. – powiedział poważnie. Spojrzałam na niego, a potem rozejrzałam się dookoła.
- A tak w ogóle to g-gdzie my jesteśmy? – spytałam. Nadal byłam zbyt słaba, by podnieść głowę, ale mogłam jeszcze ruszać oczami. Byliśmy w dziwnym pomieszczeniu z drewnianymi ścianami. Takie ściany widziałam tylko w jednym miejscu… u ludzi. Zmarszczyłam brwi. Znowu spojrzałam na Rexa. Nie spuszczał mnie z oczu jakbym nagle miała zniknąć. Musiał się nieźle nadenerwować, leżąc tak obok mnie i czekając aż się obudzę.
- Jesteśmy w domku dwunogów. Jakaś kobieta kazała im cię opatrzyć, w zamian za odprowadzenie chłopca. – powiedział i wzdrygnął się lekko. – Ja to bym raczej nie nazwał tego opatrywaniem. Raczej chyba torturą! – widać było jak to przeżywał. Miał podkrążone oczy i widać było, że jest zmęczony. Ja również wzdrygnęłam się na wspomnienie tamtego bólu. W porównaniu z tamtą operacją, to co czuję teraz to tylko lekkie ukłucie. Ale nie miałam zamiaru mu tego mówić. Nie potrzebował już więcej zmartwień.
- Cały czas mówisz, że to ja mam odpoczywać, a sam ledwo się trzymasz na nogach… Zdrzemnij się chociaż… mi już jest trochę lepiej. – skłamałam, ale chyba tego nie zauważył. Niechętnie położył głowę na łapach i patrzył jeszcze na mnie przez chwilę. Potem zamknął oczy. Poszłam w jego ślady i po chwili już spałam…
<proszę Renixter dokończ>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz