Należałam do tej watahy dopiero do kilku dni i nieznałam nikogo oprócz Toboe i pary alfa.
-Cześć ty jesteś nowa prawda?-Wyrwał mnie z zamyślenia czyjiś głos.
-Tak. Jestem Sheila.A ty?
-Zhalia.Co tu robisz?
-Siedzę nie widać?
-Widać.Oprowadzić cię po watasze?
-Chętnie!-Odpoiwedziałam z entuzjazmem w głosie.
-To chodź.-Powiedziała i oporowadziła mnie po terenie watahy.Ngle natknęłyśmy się na człowieka...Miał w ręku jakis dziwny kij...
-Co to jest?-Szepnęłam do Zhaliy.
-Nie wiem...-Odpowiedziała i zrobiłyśmy krok w tył...Niestety była tam
gałązka w którą wdepnęłam.Rozległ się suchy trzask i człowiek odwrócił
się w naszą stronę.Poślizdgną się jednak, bo psy z głośnym szczekaniem
rzuciły się na mnie i Zhalię.Zaczęłyśmy uciekać jednak w połowie drogi
do watahy zatrzymalm się i odwróciłam patrząc na przekrwione oczy tych
bestii...
-Sheila co ty robisz!?Uciekaj!!!-Krzyczała Zhaila ale ja nie miałam
zamiaru się jej słuchać...Rzuciłam się na pierwszego psa który zgłośnym
skowytem rozpaczliwie próował wyrwać mi się z uścisku szczęk...Jego
kamraci dogonili mnie i kiedy zobaczyli zmarłego towarzysza rozpaczali
nad nim a ja i Zhalia bezpiecznie wróciłyśmy do watahy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz