piątek, 12 października 2012

opowiadanie od Sheily

Należałam do tej watahy dopiero do kilku dni i nieznałam nikogo oprócz Toboe i pary alfa.
-Cześć ty jesteś nowa prawda?-Wyrwał mnie z zamyślenia czyjiś głos.
-Tak. Jestem Sheila.A ty?
-Zhalia.Co tu robisz?
-Siedzę nie widać?
-Widać.Oprowadzić cię po watasze?
-Chętnie!-Odpoiwedziałam z entuzjazmem w głosie.
-To chodź.-Powiedziała i oporowadziła mnie po terenie watahy.Ngle natknęłyśmy się na człowieka...Miał w ręku jakis dziwny kij...
-Co to jest?-Szepnęłam do Zhaliy.
-Nie wiem...-Odpowiedziała i zrobiłyśmy krok w tył...Niestety była tam gałązka w którą wdepnęłam.Rozległ się suchy trzask i człowiek odwrócił się w naszą stronę.Poślizdgną się jednak, bo psy z głośnym szczekaniem rzuciły się na mnie i Zhalię.Zaczęłyśmy uciekać jednak w połowie drogi do watahy zatrzymalm się i odwróciłam patrząc na przekrwione oczy tych bestii...
-Sheila co ty robisz!?Uciekaj!!!-Krzyczała Zhaila ale ja nie miałam zamiaru się jej słuchać...Rzuciłam się na pierwszego psa który zgłośnym skowytem rozpaczliwie próował wyrwać mi się z uścisku szczęk...Jego kamraci dogonili mnie i kiedy zobaczyli zmarłego towarzysza rozpaczali nad nim a ja i Zhalia bezpiecznie wróciłyśmy do watahy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz