-Nie martw się,każdy się czegoś boi-powiedziałem,znowu zagrzmiało,Luna podskoczyła z przerażenia.
-Może porozmawiajmy,będzie Ci lepiej- zaproponowałem
-Dobrze...może pomoże więc z jakiej watahy do nas dołączyłeś-spytała się mnie Luna
-Nie pamięta,zostałem wygnany,zaraz po śmierci rodziców.Deszcz jest piękny-odpowiedziałem na pytanie towarzyszki
-Tak...ale taki bez grzmotów- powiedziała Luna
-Tak,taki bez grzmotów-przyznałem rację Lunie
-A tak w ogóle podoba Ci się tu-zapytała się mnie
-Tak,piękna wataha i wszyscy są tu tacy mili,czuję się tu jakbym był tu od zawsze,jakbym nie był nowy,jeszcze nigdy nie czułem się tak doceniony jak tu-powiedziałem
-Tak ta wataha jest niezwykła-powiedziała Luna,po czym siadła koło mnie
-Ciekawe,kiedy przejdzie burza?-spytałem
-Nie przypominaj mi o niej!!!-powiedziała moja przerażona towarzyszka,bo akurat zagrzmiało
-Dobrze,nie będę przypominał obiecuje-zapewniłem Lunę
-A tak w ogóle ile ty masz lat-spytała się mnie
-20000lat...a ty?-spytałem się
-2lata,jesteś starszy od kogo ktokolwiek z naszej watahy,nawet od alf-powiedziała Luna
-Nie musisz tego tak podkreślać-powiedziałem.Siedzieliśmy w ciszy przez kilka dobrych minut,aż w końcu zaczęło się przejaśniać
-O patrz,deszcz przechodzi- stwierdziła
-Tak masz rację,a tak w ogóle masz rodzinę?-spytałem się
-Nie-z oka Luny poleciała mała łza
-Przepraszam,nie chciałem,nie wiedziałem-przeprosiłem Lunę,przykro mi się zrobiło kiedy zobaczyłem smutek w jej oczach.
-Nic się nie stało to nie twoja wina,nie martw się -powiedziała Luna
<Luna proszę dokończ>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz