To była trudna decyzja. Nie mogłam zrobić inaczej.
Tutaj mogłam wieść szczęśliwe życie. Być...szczęśliwa.
Ale tutaj nikt mnie nie zauważał.
Ten ranek był wyjątkowo zimny. Mgła unosiła się nad ziemią i wysoko w górze przysłaniając niebo.
Spacerowałam po terenach watahy, a moje łapy zapadały się w śniegu.
- Ruby?...- usłyszałam głos zza drzewa.
Głos, który przywołał wspomnienia.
- Moon- szepnęłam i podeszłam do niego.
To... Było on. Te same szare oczy, ruda sierść i czarna łata na uchu.
Kiedy byliśmy mali zakochaliśmy się w sobie... ale on i jego rodzina... odeszli...
- Moon- przytuliłam go, a w moich oczach zalśniły łzy- Tyle lat...
- Ruby, tęskniłem za tobą- uśmiechnął się- Wszystko może być tak jak dawniej.
- Chcesz dojść do watahy! Nut na pewno się zgodzi!- ucieszyłam się.
- Nie ja... Chcę żebyś odeszła... Ze mną.
Spojrzałam na niego nie pewnie.
Rozejrzałam się dookoła i po raz ostatni rzuciłam wzrokiem na to miejsce.
Spojrzałam na Moon'a i pocałowałam go.
<Ruby odchodzi>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz