Gdy się obudziłam, leżałam owinięta kocem na stankach, które ciągnął Rex. Było zimno, a ja nie wiedziałam co się dzieje.
- Gdzie my jesteśmy? – jęknęłam. Rex spojrzał przez ramię i biegł dalej. - Wracamy do watahy. Odpoczywaj, niedługo dotrzemy. – powiedział. - A czemu uciekamy? – domyśliłam się. - Nie wiem. Mama tego chłopca kazała nam uciekać. Dała mi sanki i kazała uciekać. – powiedział powoli. Widać było, że on się głowi nad tym samym, więc nie pytałam. Czułam się już trochę lepiej, choć nadal strasznie bolało. Miałam więcej siły i energii na walkę z bólem. Byłam wdzięczna dwunogom za to, że mnie opatrzyli, choć sami byli temu winni. Jednak nie miałam do nich wielkiego żalu. Ludzie to ludzie i nic i nikt tego nie zmienią. Rozpoznawałam już terany naszej watahy. - Mmm… Dom. – powiedziałam tęsknie. – Dziękuję ci Renixter. Za wszystko. <Renixter dokończ> |
||
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz