poniedziałek, 3 września 2012

Od Zayn'a

Obudziły mnie przerażające krzyki. Zerwałem się. Zobaczyłem okrutny widok. Cały las płonął żywym ogniem. Wilki krzyczały i uciekały, niektóre biły się z innymi wilkami, całymi czarnymi. Ich pełne żądzy, krwi i nienawiści oczy płonęły niewyobrażalnym blaskiem. Stałem jak wryty dopóki nie podbiegła do mnie Gallia. Krzyczała coś. W końcu ocknąłem się i zacząłem z nią uciekać przez las. Nagle przed nami załamało się drzewo. Paliło się. Skręciliśmy w inną stronę. Wszędzie było pełno ognia. Nic nie widziałem. Było czarno od dymu, wszędzie było słychać krzyki. Nagle Gallia runęła na ziemię. Nie miała już siły.

- Uciekaj głupku, ratuj siebie – jęczała. Nie mogłem tego znieść. Wziąłem ją za futro i zarzuciłem sobie na plecy. Biegłem tak na ślepo przez długi czas, krztusząc się dymem płonących drzew. Potknąłem się o jakiś konar. Wypadłem na polanę, która też była cała czarna od dymu. Słyszałem krzyki palących się wilków, mojej rodziny. Nie mogłem się ruszyć, nie miałem siły. W końcu dałem sobie spokój. Zrozumiałem, że to już koniec. Położyłem Gallię na ziemi i osłoniłem swoim ciałem. „To taki miał być mój koniec...” – myślałem. Zakręciło mi się w głowie. Wszędzie było ciemno. W końcu zapadła nicość...

***
Ocknąłem się w jakiejś jaskini. Nie rozumiałem, skąd się tu wziąłem. Podniosłem się. Przed moim nosem leżał martwy królik. Dla mnie. Szybko pożarłem danie, taki byłem głodny. Ruszyłem w stronę światła, wyjścia z jaskini. Przed nią stała wielka jabłoń osłaniająca wejście. Cała była w czerwonych jak zachód słońca jabłkach. Wszędzie rosła zieloniutka trawa. Od czasu do czasu wystawały z niej stokrotki.
-         Czy... czy ja jestem w niebie? – spytałem sam siebie.
- Nie, kretynie – usłyszałem za sobą. Odwróciłem się. Przede mną stała wilczyca taka sama, jak te wilki, które wznieciły pożar. Wpadłem w furię. Rzuciłem się na nią. Miałem ochotę ją rozerwać na strzępy, zabić i wywlec gdzieś spalając jej ciało w ogniu.
- No co? Chcesz mnie zabić? Za to, że ci pomogłam? – Wrzasnęła wilczyca. Zszedłem z niej.
- Jak to mi pomogłaś?
- No tak to – stwierdziła – szłam sobie polując na zajączki i króliczki – tu oblizała się – gdy nagle poczułam dym. Zamiast zajączków i króliczków pyk! Zobaczyłam was. Byliście nie przytomni! No to se pomyślałam: „Wilki to wilki, muszę uratować!” i ot jesteście – skończyła swoją opowieść.
- Przepraszam – zawstydziłem się – nie wiedziałem...
- Przyjmuję przeprosiny – fuknęła.
„Jaki charakterek” – pomyślałem, a wilczyca ciągnęła dalej:
- A tak w ogóle to się przedstawić nie zdążyłam! Jestem Omena, a ty?
- Ja? – zdezorientowałem się. Przestałem bujać w obłokach.
- Nie, ja! No ty, jak się nazywasz – powtórzyła Omena.

<dokończ Gallia>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz